Mój ukochany nareszcie wrócił. Wczoraj długo rozmawialiśmy na Skype - praktycznie do pierwszej w nocy, kiedy ostatecznie się poddałam i poszliśmy spać. Ale oczywiście nie obyło się bez małego lania.
Zadzwonił, gdy wrócił. Akurat byłam sama w domu, więc był zadowolony. Kazał mi zsunąć spodnie i przygotować pasek. Jednak ja paskiem nie umiem operować, więc poprosiłam o zmianę narzędzia na kabelek. Zgodził się. Mój tyłek odzwyczaił się od bicia, bo już pierwsze razy bardzo bolały. Miałam szczerze dość, a on to słyszał, bo zrobił przerwę. Ubłagałam, żebym się mogła uderzać ręką, bo kabelkiem nie dam rady. Pozwolił. Doszliśmy do dziesięciu i kazał sobie opowiadać co robiłam w piątek. No więc rozmasowałam tyłek i zaczęłam opowieść.
W sumie, ten tydzień był dość nudny: piątek spędziłam na oglądaniu filmów i jedzeniu niezdrowego żarcia, w sobotę pomyłam podłogi i pomogłam piec rogaliki, a resztę dnia odpoczywałam, no a w niedzielę byłam na komunii.
Kiedy skończyłam opowieść o piątku i już chciałam zacząć sobotę, on przerwał mi i zaczął liczyć kolejne razy. Przyznam, że z początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale gdy powtórzył cyfrę, załapałam i zaczęłam się uderzać. Trochę sapałam mu do tej słuchawki; naprawdę mnie bolało, moja pupa odzwyczaiła się od uderzeń.
Kolejne dziesięć uderzeń i kolejna przerwa na opowieść. Potem kolejne klapsy, a pod koniec kazał mi wziąć znów kabelek i uderzałam się, chyba dziesięć razy. Po skończeniu nie miałam już na nic sił. Tyłek pulsował bólem, mimo że wcześniej znosiłam dużo więcej. Widać przerwy w tresurze mi nie służą.
Potem, koło dwudziestej, zaczęliśmy gadać na Skype. Ale dopiero koło dwudziestej drugiej zaczęło być klimatycznie - mieliśmy iść już spać, jak zwykle w dni, kiedy następnego dnia trzeba wstać.
- Zwalisz sobie pod prysznicem? - spytałam żartobliwie.
- No pewnie tak, dawno tego nie robiłem.
- Dawno? To znaczy kiedy?
- Przed wyjazdem.
- Ho, ho, ale dawno. A może jeszcze odpalimy Skype i tam oboje dojdziemy? - Już wyłączaliśmy sprzęty i gadaliśmy przez telefony.
- Hmm, no dobra. To włączaj kompa. Widzimy się na Skype.
Zrobiłam sobie przytulne legowisko i zaczęliśmy gadać.
- Załóż sobie klamerki na cycki - zażądał.
- Cooo? - Zrobiłam wielkie oczy.
- No pokaż cycki i załóż sobie na nie klamerki.
- Nie, nie ma mowy, nie przy tobie.
- Więc załóż sobie klamerkę na łechtaczkę. Zdejmiesz ją dopiero, kiedy pokażesz cycki. A pokazać cyki będziesz mogła dopiero jak to u mnie wybłagasz.
Trochę oponowałam, ale mniej. Zsunęłam spodnie, ale od pasa w dół byłam dla niego niewidoczna. Zapięłam. Postanowiłam być twarda i wytrzymać.
- Nie boli? - spytał.
- Nie - skłamałam.
- No to załóż sobie jeszcze po dwie klamerki na uda.
Kurwa, nie znoszę tego! Ale zapięłam. Kolejne parę minut oczekiwania.
- Zamień tą drewnianą z łechtaczki na plastikową - powiedział.
- Co? Nie ma mowy! Nie dam rady!
- To pokaż cycki.
- Ale T.!
- Zakładaj.
- To już wolę pokazać ci...
- No to już.
Powoli zaczęłam podwijać bluzkę.
- Czekaj. Błagaj o to.
- Błagam, panie, pozwól mi pokazać ci cycki.
- No dobrze, sunio.
W końcu odsłoniłam swoje piersi. Oczka mu się zaświeciły, a rączka zaczęła pracować.
- Przełóż dwie klamerki z ud na sutki.
Zrobiłam to.
- Mogę już zdjąć tamtą resztę klamerek?
- Nie.
- Ale przecież powiedziałeś, że jak pokażę, to mogę zdjąć. Powinieneś być konsekwentny.
- No dobrze, ściągnij.
Uff, jaka ulga. Przy ściąganiu tej z łechtaczki, wbiło mnie w materac.
- Co, suniu, zabolało?
- Nie, załaskotało.
Roześmiał się.
Jakie śmieszne, ja nie mogę.
Potem kazał mi się masturbować. Jednak samo wkładanie szybko mi się znudziło. I obserwowałam, jak T. się bawi. Znaczy, nie widziałam jego penisa, tylko twarz i latającą rękę. Uwielbiam jego minę, gdy dochodzi. Najpierw tak cudnie stęka parę razy, potem odchyla głowę w tył z zamkniętymi oczami i otwiera lekko usta. I wydaje z siebie taki potężny stęk, jakby właśnie zrobił kupę, z którą się pół godziny męczył. Lubię go obserwować.
Chyba każdy piesek lubi patrzeć na swojego właściciela. Ja też uwielbiam. Kocham mu się przyglądać, jak robi różne rzeczy, po prostu patrzeć, z taką miną, wyrażającą uwielbienie.
Potem długo jeszcze gadaliśmy, a on od czasu do czasu znęcał się nade mną. Gdy on chciał już iść spać, ja sama zaczęłam zakładać sobie klamerki. Założyłam chyba 16 na wewnętrzną stronę uda, a on nie pozwolił mi ich zdjąć. Trochę się z nimi pomęczyłam, ale za to jaką ulgę przeżyłam, gdy zezwolił na ściągnięcie.
Tak to wyglądało.
A tak było po ściągnięciu.
Dziś po powrocie do domu od razu założyłam korek - T. powiedział, że teraz często będę go nosiła, aby mój tyłek przyzwyczajał się, bo niedługo będę w nim chodzić całe dnie. No i muszę się trochę rozciągnąć, żeby przyjąć jego męskość.
Jeszcze tylko 10 dni do spotkania - nie mogę się już doczekać! Mamy tyle planów... T. kupił znów jakieś gadżety, całkiem dużo, więc będziemy testować. Będę miała co recenzować. :)
Teraz idę się trochę kimnąć - każdy piesek lubi się pacnąć na chwilę w ciągu dnia - a potem muszę się brać za szkolne obowiązki. Zdecydowanie nienawidzę szkoły. Ale dziś T. jest ze mnie zadowolony, bo dostałam dwie piątki, a dostałam je tylko dzięki niemu - to on zmusza mnie do nauki i ją kontroluje, a potem przepytuje. Jest najlepszy na świecie! Przy nim powoli zostaję kujonką... :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz