16 maj 2016

Klamerki...

Mój ukochany nareszcie wrócił. Wczoraj długo rozmawialiśmy na Skype - praktycznie do pierwszej w nocy, kiedy ostatecznie się poddałam i poszliśmy spać. Ale oczywiście nie obyło się bez małego lania. 

Zadzwonił, gdy wrócił. Akurat byłam sama w domu, więc był zadowolony. Kazał mi zsunąć spodnie i przygotować pasek. Jednak ja paskiem nie umiem operować, więc poprosiłam o zmianę narzędzia na kabelek. Zgodził się. Mój tyłek odzwyczaił się od bicia, bo już pierwsze razy bardzo bolały. Miałam szczerze dość, a on to słyszał, bo zrobił przerwę. Ubłagałam, żebym się mogła uderzać ręką, bo kabelkiem nie dam rady. Pozwolił. Doszliśmy do dziesięciu i kazał sobie opowiadać co robiłam w piątek. No więc rozmasowałam tyłek i zaczęłam opowieść. 

W sumie, ten tydzień był dość nudny: piątek spędziłam na oglądaniu filmów i jedzeniu niezdrowego żarcia, w sobotę pomyłam podłogi i pomogłam piec rogaliki, a resztę dnia odpoczywałam, no a w niedzielę byłam na komunii. 

Kiedy skończyłam opowieść o piątku i już chciałam zacząć sobotę, on przerwał mi i zaczął liczyć kolejne razy. Przyznam, że z początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale gdy powtórzył cyfrę, załapałam i zaczęłam się uderzać. Trochę sapałam mu do tej słuchawki; naprawdę mnie bolało, moja pupa odzwyczaiła się od uderzeń.

Kolejne dziesięć uderzeń i kolejna przerwa na opowieść. Potem kolejne klapsy, a pod koniec kazał mi wziąć znów kabelek i uderzałam się, chyba dziesięć razy. Po skończeniu nie miałam już na nic sił. Tyłek pulsował bólem, mimo że wcześniej znosiłam dużo więcej. Widać przerwy w tresurze mi nie służą. 

Potem, koło dwudziestej, zaczęliśmy gadać na Skype. Ale dopiero koło dwudziestej drugiej zaczęło być klimatycznie - mieliśmy iść już spać, jak zwykle w dni, kiedy następnego dnia trzeba wstać. 
- Zwalisz sobie pod prysznicem? - spytałam żartobliwie. 
- No pewnie tak, dawno tego nie robiłem. 
- Dawno? To znaczy kiedy?
- Przed wyjazdem. 
- Ho, ho, ale dawno. A może jeszcze odpalimy Skype i tam oboje dojdziemy? - Już wyłączaliśmy sprzęty i gadaliśmy przez telefony. 
- Hmm, no dobra. To włączaj kompa. Widzimy się na Skype. 
Zrobiłam sobie przytulne legowisko i zaczęliśmy gadać. 
- Załóż sobie klamerki na cycki - zażądał. 
- Cooo? - Zrobiłam wielkie oczy. 
- No pokaż cycki i załóż sobie na nie klamerki. 
- Nie, nie ma mowy, nie przy tobie. 
- Więc załóż sobie klamerkę na łechtaczkę. Zdejmiesz ją dopiero, kiedy pokażesz cycki. A pokazać cyki będziesz mogła dopiero jak to u mnie wybłagasz.
Trochę oponowałam, ale mniej. Zsunęłam spodnie, ale od pasa w dół byłam dla niego niewidoczna. Zapięłam. Postanowiłam być twarda i wytrzymać. 
- Nie boli? - spytał. 
- Nie - skłamałam. 
- No to załóż sobie jeszcze po dwie klamerki na uda. 
Kurwa, nie znoszę tego! Ale zapięłam. Kolejne parę minut oczekiwania. 
- Zamień tą drewnianą z łechtaczki na plastikową - powiedział. 
- Co? Nie ma mowy! Nie dam rady! 
- To pokaż cycki. 
- Ale T.!
- Zakładaj. 
- To już wolę pokazać ci... 
- No to już. 
Powoli zaczęłam podwijać bluzkę. 
- Czekaj. Błagaj o to.
- Błagam, panie, pozwól mi pokazać ci cycki.
- No dobrze, sunio. 
W końcu odsłoniłam swoje piersi. Oczka mu się zaświeciły, a rączka zaczęła pracować. 
- Przełóż dwie klamerki z ud na sutki. 
Zrobiłam to. 
- Mogę już zdjąć tamtą resztę klamerek? 
- Nie.
- Ale przecież powiedziałeś, że jak pokażę, to mogę zdjąć. Powinieneś być konsekwentny. 
- No dobrze, ściągnij. 
Uff, jaka ulga. Przy ściąganiu tej z łechtaczki, wbiło mnie w materac. 
- Co, suniu, zabolało?
- Nie, załaskotało. 
Roześmiał się. 
Jakie śmieszne, ja nie mogę. 
Potem kazał mi się masturbować. Jednak samo wkładanie szybko mi się znudziło. I obserwowałam, jak T. się bawi. Znaczy, nie widziałam jego penisa, tylko twarz i latającą rękę. Uwielbiam jego minę, gdy dochodzi. Najpierw tak cudnie stęka parę razy, potem odchyla głowę w tył z zamkniętymi oczami i otwiera lekko usta. I wydaje z siebie taki potężny stęk, jakby właśnie zrobił kupę, z którą się pół godziny męczył. Lubię go obserwować. 
Chyba każdy piesek lubi patrzeć na swojego właściciela. Ja też uwielbiam. Kocham mu się przyglądać, jak robi różne rzeczy, po prostu patrzeć, z taką miną, wyrażającą uwielbienie. 
Potem długo jeszcze gadaliśmy, a on od czasu do czasu znęcał się nade mną. Gdy on chciał już iść spać, ja sama zaczęłam zakładać sobie klamerki. Założyłam chyba 16 na wewnętrzną stronę uda, a on nie pozwolił mi ich zdjąć. Trochę się z nimi pomęczyłam, ale za to jaką ulgę przeżyłam, gdy zezwolił na ściągnięcie.

Tak to wyglądało.


A tak było po ściągnięciu.

Koło pierwszej przeniósł się na wyrko i zaczął mnie odpytywać wzorów z fizyki - byłam wykończona, pomyliłam się cztery razy. (A dziś dostałam z tego piątkę!) Po wzorach poddałam się - poszliśmy spać.

Dziś po powrocie do domu od razu założyłam korek - T. powiedział, że teraz często będę go nosiła, aby mój tyłek przyzwyczajał się, bo niedługo będę w nim chodzić całe dnie. No i muszę się trochę rozciągnąć, żeby przyjąć jego męskość. 

Jeszcze tylko 10 dni do spotkania - nie mogę się już doczekać! Mamy tyle planów... T. kupił znów jakieś gadżety, całkiem dużo, więc będziemy testować. Będę miała co recenzować. :)

Teraz idę się trochę kimnąć - każdy piesek lubi się pacnąć na chwilę w ciągu dnia - a potem muszę się brać za szkolne obowiązki. Zdecydowanie nienawidzę szkoły. Ale dziś T. jest ze mnie zadowolony, bo dostałam dwie piątki, a dostałam je tylko dzięki niemu - to on zmusza mnie do nauki i ją kontroluje, a potem przepytuje. Jest najlepszy na świecie! Przy nim powoli zostaję kujonką... :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz