Wczoraj w zamiarze miałam wziąć do szkoły korek i coś z nim zdziałać, jednak plan nie wypalił przez mój okres. Ale spokojnie - co się odwlecze, to nie uciecze. Po powrocie do domu nieco się rozwydrzyłam, trochę podyskutowałam, a gdy w dodatku śmiałam się "za bardzo" z T., ten kazał mi klęknąć na środku pokoju. Oczywiście to było podczas rozmowy przez telefon. Na to ja zaczęłam się sprzeczać, że przecież nic takiego nie zrobiłam, że dlaczego ma mnie karać za jakieś żarty, ale on jest nieubłagany; jak już coś pomyśli, coś powie, to nie ma zmiłuj, musi być tak, jak zaplanował. Tak więc uklęknęłam na środku pokoju. I dalej dyskutowałam. Więc kazał mi się położyć na plecach, ściągnąć spodnie i... ale zaraz, przecież ja mam okres. Nie mogę się bić w cipkę podczas okresu.
- No to na majtki - powiedział.
- Ale mam podpaskę.
- Jeden - zaczął liczyć.
Uderzyłam, ale nie bolało.
- No dobra, masz rację, podczas okresu, to nie wypali. Więc zapnij sobie plastikowe klamerki na sutki.
Aua! Nie znoszę ich. Bardzo bolą, szczególnie podczas miesiączki, kiedy piersi są wrażliwsze. Znów nieco podyskutowałam, nie chciałam tego zrobić. W końcu zapięłam te klamerki.
- W końcu. Czemu kazałaś mi tak długo czekać? - spytał.
- No musiałam je znaleźć...
- Ale wcześniej coś tam długo bredziłaś. Weź jakiś kabelek - polecił.
Oooch nieee. To zawsze bardzo boli...
- Teraz usiądź po turecku, spodnie oczywiście ściągnij - rozkazał.
Usiadłam na podłodze, zsunęłam spodnie.
- Uderzaj mocno. Jeden.
Po każdym razie jęczałam chwilę, na udach zrobiły się czerwone pręgi. Uderzałam raz w jedno, raz w drugie udo, ale zawsze bardziej boli w prawe, bo jestem praworęczna i lepiej mi się tam bić. Na szczęście na dziesięciu się skończyło. Prawie płakałam.
- Wiesz, że to nie była kara za te żarciki, tylko za twoje dyskusje - powiedział po karze. - Dalej będziesz nieposłuszna?
- Nie, panie, już będę grzeczna - wychlipałam.
Potem było już miło. Ciepła skóra lekko piekła, a T. nie był już zły. Uwielbiam te momenty. Kiedy wszystkie grzechy zostają wybaczone, winy obmyte i mam czystą kartę po pokucie. Kiedy znów jestem najlepszą sunią na świecie. :)
T. wyjechał dziś do Pragi, na wycieczkę z pracy. Nie będzie go cały weekend, a nasz kontakt zostanie bardzo uszczuplony, zaledwie do facebooka. Parę godzin go nie ma, a ja już zdycham z tęsknoty. Nie chcę, by mnie opuszczał choćby na godzinę. Chcę być ciągle przy nim, widzieć go, czuć jego zapach, móc go dotknąć. Zdecydowanie uzależniłam się od niego.
Mówią, że miłość w klimacie jest niebezpieczna. My poznaliśmy się w celach zaspokojenia swoich potrzeb - on dominacji, ja uległości, a wyszło tak, żeśmy się zakochali. Ja uważam, że to, że się kochamy, wcale nie zmniejszyło naszej aktywności klimatycznej, a wręcz przeciwnie: utrzymujemy stały kontakt, jestem pod ciągłą kontrolą. Poza tym łączy nas szczególna więź.
Osobiście dla mnie, myślę, że dla T. trochę też, klimat jest ważny, ale czasem po prostu potrzebuję się przytulić, pocałować, poleżeć, pooglądać, powdychać jego woń, po prostu być przy nim i nic nie robić. W głębi duszy T. jest małym romantykiem, chociaż pewnie nie przyzna tego. Lubię to w nim, że z bezwzględnego Pana potrafi się zmienić w zwykłego mężczyznę, dbającego o swoją kobietę. Chociaż, muszę przyznać, T. niesamowicie o mnie dba i jest przekochany. Po prostu ideał - połączenie władczości z opiekuńczością i wrażliwością. Naprawdę go uwielbiam. I cieszę się, że go mam. I że on ma mnie.
Gadaliśmy dziś ledwie chwilę - przed szkołą i w trakcie. Nie mogę się pogodzić, że na ten cały weekend nasz kontakt będzie tak okrutnie ograniczony. Pogadamy dopiero w niedzielę wieczorem - jeśli nie wróci o jakiejś drakońskiej godzinie.
Na GG odezwała się dziś do mnie pewna kobieta, która kiedyś mnie dominowała - T. nie będzie zachwycony, gdy się o tym dowie. A dowie się pewnie stąd, bo nasz kontakt dziś jest lekko, ze tak to ujmę, niepewny - nie ogarniam, czy mam pisać SMS czy na facebooku. No a on też niech się tam bawi, niech odpocznie ode mnie.
Plusem całej tej sytuacji jest to, że na weekend mogę jeść słodycze i mogę nawet dojść raz dziennie! Bo ogólnie, to słodycze mogę jeść jedynie co drugi dzień - to okrutna zasada, której bardzo nie znoszę. Ale fakt, nieco się od nich odzwyczaiłam. Jednak nadal je uwielbiam!
Tresura u mojego Pana to najlepsze, co mogło mnie spotkać w życiu.
Na zdjęciu nie widać aż tak bardzo tych pręg - uderzeń też nie było dużo. Myślę, że po spotkaniu będę nieco bardziej naznaczona...
T. wyjechał dziś do Pragi, na wycieczkę z pracy. Nie będzie go cały weekend, a nasz kontakt zostanie bardzo uszczuplony, zaledwie do facebooka. Parę godzin go nie ma, a ja już zdycham z tęsknoty. Nie chcę, by mnie opuszczał choćby na godzinę. Chcę być ciągle przy nim, widzieć go, czuć jego zapach, móc go dotknąć. Zdecydowanie uzależniłam się od niego.
Mówią, że miłość w klimacie jest niebezpieczna. My poznaliśmy się w celach zaspokojenia swoich potrzeb - on dominacji, ja uległości, a wyszło tak, żeśmy się zakochali. Ja uważam, że to, że się kochamy, wcale nie zmniejszyło naszej aktywności klimatycznej, a wręcz przeciwnie: utrzymujemy stały kontakt, jestem pod ciągłą kontrolą. Poza tym łączy nas szczególna więź.
Osobiście dla mnie, myślę, że dla T. trochę też, klimat jest ważny, ale czasem po prostu potrzebuję się przytulić, pocałować, poleżeć, pooglądać, powdychać jego woń, po prostu być przy nim i nic nie robić. W głębi duszy T. jest małym romantykiem, chociaż pewnie nie przyzna tego. Lubię to w nim, że z bezwzględnego Pana potrafi się zmienić w zwykłego mężczyznę, dbającego o swoją kobietę. Chociaż, muszę przyznać, T. niesamowicie o mnie dba i jest przekochany. Po prostu ideał - połączenie władczości z opiekuńczością i wrażliwością. Naprawdę go uwielbiam. I cieszę się, że go mam. I że on ma mnie.
Gadaliśmy dziś ledwie chwilę - przed szkołą i w trakcie. Nie mogę się pogodzić, że na ten cały weekend nasz kontakt będzie tak okrutnie ograniczony. Pogadamy dopiero w niedzielę wieczorem - jeśli nie wróci o jakiejś drakońskiej godzinie.
Na GG odezwała się dziś do mnie pewna kobieta, która kiedyś mnie dominowała - T. nie będzie zachwycony, gdy się o tym dowie. A dowie się pewnie stąd, bo nasz kontakt dziś jest lekko, ze tak to ujmę, niepewny - nie ogarniam, czy mam pisać SMS czy na facebooku. No a on też niech się tam bawi, niech odpocznie ode mnie.
Plusem całej tej sytuacji jest to, że na weekend mogę jeść słodycze i mogę nawet dojść raz dziennie! Bo ogólnie, to słodycze mogę jeść jedynie co drugi dzień - to okrutna zasada, której bardzo nie znoszę. Ale fakt, nieco się od nich odzwyczaiłam. Jednak nadal je uwielbiam!
Tresura u mojego Pana to najlepsze, co mogło mnie spotkać w życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz